Krótki urlop w Tatrach

 

21 października 2012 - niedziela

 

Wszystkie zdjęcia autorstwa Aldony i Janusza Wilandów

 

 

Krupówkami na Gubałówkę, a potem na szczycie Antałówki.

Idąc w dół Krupówkami wspominałem bardzo dawne czasy.

 

Mijamy ul. Witkiewicza i po lewej stronie "Wierchy".

 

 

 

Dochodzimy do rozwidlenia Krupówek.

 

W tym miejscu kiedyś stał bar mleczny, w którym najczęściej jadałem śniadania:

jajecznica, dwie bułki z masłem, kakao, twarożek z cebulką.

 

Vis a vis baru mlecznego była knajpka "PORAJ".

 

Rzut oka do tyłu ...

 

... i w bok.

 

Po tych schodkach wchodziło się do baru "PORAJ", a tam jak zwykle

zamawialiśmy rydze z patelni i pyszne kanapeczki, w tym często z bryndzą.

 

 

 

 

Tutaj widzimy dom, w którym w sezonie zimowym były naprawiane narty,

a przed wejściem stał słup z kawałkami potrzaskanych nart z napisem:

"Narciarze, nie łamcie nóg, łamcie narty"

 

Ta rzeźba pewnie jest tu od niedawna, bo nie pamiętam jej.

Może za rzadko chodziłem po Krupówkach.

 

W tym miejscu bardzo często stała olbrzymia luneta wycelowana w krzyż na Giewoncie

i za złotówkę można było oglądać zdobywców tej zakopiańskiej góry.

Idąc tam w prawo można było dojść do kawiarni "Kmicic", której nie omijał mój tata.

 

 

 

 

Tego w tamtych czasach nie było ...

 

... ale oscypki były tylko w takich pudełkowatych budkach.

 

Obowiązkowe miejsce mojego taty. Kawa i ciasteczko.

 

 

 

Tam skręcało się z Krupówek do kina "Giewont".

 

Takich sklepów wtedy nie było.

 

 

 

 

 

 

 

Nowy budynek poczty.

 

Kiedyś to był Hotel Orbis kat. "S" i restauracja, w której bardzo często jadaliśmy obiady.

Obsługa restauracji prowadziła do wolnego stolika. Jeśli nie było wolnych miejsc,

 stało się za grubym rozwieszonym sznurem. Wszystkie talerze były podgrzewane

w specjalnych piecykach stojących koło stolików. Zawsze zamawiałem zupę pomidorową,

którą kelner przynosił w metalowym garnuszku i nalewał przy mnie. 

 

Po lewej stronie widać miejsce, w którym mieścił się stary urząd pocztowy.

Po przyjeździe do Zakopanego dzwoniliśmy stąd do Warszawy, aby przekazać,

że szczęśliwie dotarliśmy na miejsce. Wystarczyło tylko odstać średnio dwie godziny

w kolejce, aby zamówić rozmowę zamiejscową. Po jakiejś godzinie pani wywoływała

nasz numer telefonu wskazując numer kabiny, a w słuchawce telefonu dało się

z trudem zrozumieć wśród trzasków o czym się mówiło, ale główna treść rozmowy

zwykle została przekazana.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierwszy kościół murowany w Zakopanem wybudowany za czasów księdza Józefa Stolarczyka.

Jak legenda głosi został zbudowany "na grzechu". Ksiądz Stolarczyk

podczas spowiedzi świętej jako pokutę zadawał przywóz furmanki kamieni na budowę kościoła.

 

 

 

 

 

 

Przejście podziemne pod ul. Nowotarską - tego wtedy nie było.

 

 

Mieliśmy śliczną kolorową jesień.

 

 

 

Na targowisku przed dolną stacją kolejki linowo-szynowej na Gubałówkę

jak zwykle można było kupić oscypki ...

 

... futra i inne drobiazgi.

 

 

 

Pamiętam długie kolejki po bilety. Teraz jest zupełnie inaczej.

Trzy czynne kasy. Kolejka zabiera więcej ludzi i co ważniejsze jedzie trzy razy szybciej

niż poprzednia. Obecnie jazda trwa tylko trzy minuty.

 

 

 

 

 

 

powiększ

 

Górna stacja kolejki.

 

powiększ

Panorama Tatr z Gubałówki. Pierwsze zdjęcie w tym miejscu mama zrobiła mi w 1958 roku.

Pamiętam, jakby to było wczoraj.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Polecam oscypki z grilla z żurawiną. Pycha.

 

 

 

Na Giewoncie tłumy. Zdjęcie przez teleobiektyw.

 

 

 

Liny nośne kolejki linowej na Kasprowy Wierch.

 

powiększ

 

Giewont - "Śpiący Rycerz".

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Giewont i Czerwone Wierchy.

 

 

 

 

 

 

 

Zjeżdżamy w dół.

 

 

 

 

 

 

 

Idziemy na piechotę w przeciwnym kierunku.

To było główne wejście do restauracji "ORBIS".

 

W tym hotelu raz mieszkaliśmy.

 

 

 

 

 

Na ulicy Witkiewicza, na zewnątrz apteki było kiedyś lustro z wbudowanym barometrem.

Mama zawsze sprawdzała jaka będzie pogoda i przy okazji jak sama wyglądała :).

 

 

 

Teraz tutaj mieszkaliśmy u Anety i Dariusza Bobaków.

 

powiększ widok ze szczytu Antałówki

Przez wiele lat spędzaliśmy tu rodziną pełne dwa miesiące wakacji.

Tutaj do tej pory czuję się jak w domu. Znam każdy potok, bo przecież

wybudowałem tam wiele tam.

 

 

powiększ

 

 

 

powiększ

 

 

 

powiększ

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I to już koniec urlopu.

Wracamy do domu, a po drodze Aldona łapała jeszcze kolory jesieni.